Ostatnie 3 miesiące spłynęły nam na przygotowaniach do wyjazdu na leczenie do Stanów Zjednoczonych. Nie dawał nam spokoju ciągły stres związany z tym, co musimy zorganizować tam, W USA, i tym, czego nie zdążymy załatwić tu, na miejscu. Wbrew pozorom takich rzeczy do zrobienia przed kilkumiesięcznym wyjazdem całej rodziny jest całe, ogromne MNÓSTWO. Ten stres zniknie już kompletnie jutro, kiedy usiądziemy w fotelach samolotu. Jego miejsce zastąpi następny.
Do tej pory mało zaprzątaliśmy sobie głowy tym co najważniejsze, czyli leczeniem, które czeka Antoninę. Myślę, że nieświadomie nasze myśli uciekały od tych traumatycznych tematów, z którymi się będziemy musieli mierzyć przez najbliższe miesiące. Szpital, znieczulenia, operacje, ból nie do zniesienia, rany, ich czyszczenie przez cały okres noszenia aparatu, infekcje, nieraz bardzo bolesna, codzienna rehabilitacja i ciągłe rozciąganie. To wszystko za dużo, nawet dla dorosłego silnego człowieka, a Antonina poradzić sobie musi. Zawsze myślałem, że najgorsze uczucie dla rodzica, to patrzeć jak jego dziecko cierpi. Teraz wiem, że jeszcze gorzej jest świadomie ten ból zadawać i patrzeć, jak cierpi, cały czas wmawiając sobie, że to dla jej dobra, że będzie potem lepiej.
Pomimo tego, że od Antosi narodzin minęło już ponad 6 lat wciąż czasami wraca do mnie pytanie „dlaczego”. Dlaczego jedne dzieci muszą o swoje życie i marzenia walczyć, a inne dostają wszystko za darmo? Teraz to pytanie mnie nie męczy, nie doprowadza do łez ani nie powoduje smutku. Wiem, że nie ma na nie dobrej odpowiedzi. Każda jest jakąś karkołomną próbą pocieszenia. Skoro nie ma dobrych odpowiedzi, to nie warto się nimi zajmować. Każdy z nas na tej Ziemi dostał pewną ilość czasu w pewnych okolicznościach. Naszym zadaniem jest zrobić wszystko jak najlepiej. Po prostu.
Dziękujemy wszystkim, dzięki którym możemy pojechać teraz do USA i dalej walczyć o sprawność naszej ukochanej Antosi. Obiecujemy, że zrobimy wszystko najlepiej jak się da!
Dodaj komentarz